Літургійні коментарі

PIĄTA NIEDZIELA ZWYKŁA

KOMENTARZ BIBLIJNY

Pierwsze czytani e: Iz 58,7-10
Tekst wzięty jest z tzw. Księgi Triumfu, zawierającej w rozdz. 56-66 utwory poetyckie, pochodzące prawdopodobnie z różnych lat po niewoli babilońskiej, z okresu pod koniec VI w. Głównym tematem jest podnoszenie na duchu odbudowującej się po powrocie z wygnania gminy oczyszczonego Izraela, przez ukazanie chwały, czekającej naród wybrany i Jerozolimę w czasach wielkiej odnowy mesjańskiej. Fragment dzisiejszy stanowi część perykopy ww. 1-14 traktującej o prawdziwej pobożności.
Napomnienie wygłoszone bvło w atmosferze przypominającej czasy proroków: Aggeusza i Zachariasza (ok. r. 520—518 przed Chr.). Brak jakiejś wzmianki o liturgii w świątyni, więc zapewne jeszcze nie została ona odbudowana, w w. 12 natomiast wzmianka o zabudowywaniu zwalisk na starych fundamentach nasuwa przypuszczenie, że leszcze nawet mury miejskie nie zostały odbudowane.
Żydzi starają się wypełniać praktyki religijne, niektóre, jak np. post, nawet bardzo sumiennie. Odnosi się wrażenie, że szukają szczerze kontaktu z Bogiem i zależy im na Jego bliskości. Jednak mają przy tym niejakie pretensje do Boga, że nie spieszy z interwencją na korzyść swego ludu, że nie bierze w opiekę sprawiedliwych, jakby nie zauważał tych praktyk pobożnych. Postawa ich przypomina więc postawę faryzeusza z Łk 18,11 n., który chwali się, że pości i płaci dziesięciny, a oczekuje za to szczególnego uznania, „usprawiedliwienia" od Boga. Jest to typowo żydowska postawa, piętnowana przez Apostoła: oczekiwanie usprawiedliwienia tylko przez uczynki prawa.
Tego rodzaju pretensje sprawiedliwych i pobożnych są nieuzasadnione. Faktycznie nie są oni wobec Boga sprawiedliwi, bo ich pobożności brak istotnej cechy poczucia sprawiedliwości społecznej. Na czym opierać się musi prawdziwy post i szczera pobożność, dowiadujemy się właśnie z dzisiaj czytanego urywka: sprawiedliwe traktowanie robotnika swego, świadczenie czynów miłosierdzia wobec potrzebujących pomocy. Wymienione są konkretne czyny miłosierdzia, co prawda wobec współziomków, bo nie jest to jeszcze uniwersalizm ewangelii (por. Mt 25,35 nn).
Zresztą, prorokowi chodzi w pierwszym rzędzie o uzdrowienie stosunków w łonie wspólnoty narodu wybranego. Nawet przecież i św. Paweł na pierwszym miejscu stawiał potrzebujących pomocy współwyznawców (Ga 6,10). O podobnych dziełach miłosierdzia czytamy w Ez 18,7 n. 16 n.;
Jb 31,16-20.31 n., itp.
W.8 stanowi wniosek z ww. 6-7, które mówią o prawdziwym poście, jakiego życzy sobie Bóg. Światło, o którym tu mowa, rozumieć trzeba metaforycznie jako szczęście i dobrobyt (9,1; 60,1.3). Druga powoła w. 8 przetłumaczona jest w BT: „szybko rozkwitnie twe zdrowie", co raczejnależałoby przełożyć:„prędfco zabliźni się twa rana" (por. Jr 8,22: „dlaczego nie zabliźnia się rana córy mego ludu?"). W obu więc obrazach: szybko nastającego wschodniego poranka i szybko zabliźniającej się rany, chodziłoby o uwypuklenie tego radosnego momentu, gdy sytuacja zdecydowanie i szybko zmienia się na lepsze. Wzmianka o świetle przywodzi na myśl autorowi „chwałę Jahwe", w postaci słupa ognistego towarzyszącą narodowi po wyjściu z Egiptu (por. Wj 13,21 n,; 14,19 n. oraz Iz 52,12). Wobec braku kontekstu o wyjściu z niewoli, jest to symbol po prostu błogosławieństwa i opieki Bożej. Zatem i termin „sprawiedliwość" rozumieć należy nie tyle jako „uwolnienie z niewoli" (jak w 45,8; 46,12; 54,17), lecz po prostu jako „dobrobyt, bezpieczeństwo".
W w. 9 ukazuje prorok skutki prawdziwie pojętej pobożności. Już nie tylko post i umartwienie z nim związane, ale sama modlitwa czyniłaby Boga skorym do natychmiastowego wysłuchania (por. 52,6; 65,1.24: „zanim zawołają, ja im odpowiem, oni jeszcze mówić będą, a ja już ich wysłucham"). Warunkiem, żeby się to stało, jest „usunięcie jarzma", zaprzestanie „wyciągania palca" i „mówienia przewrotnie", — to w ujęciu negatywnym, pozytywnie zaś i konkretnie — danie bliźniemu tego właśnie, czego się odmawia sobie przez post: podać chleb głodnemu, nakarmić tego, co musi pościć z niedostatku.
Przejście od pobożności powierzchownej i formalnej, do prawdziwej i Bogu miłej, spowoduje taki kontrast, jak między najgłębszą ciemnością (por. 8,22; 59,9), a blaskiem słonecznego południa.
Drugie czytanie: l Kor 2,1-5
Sw. Paweł odpowiada na zarzuty czynione mu przez niektórych wiernych gminy korynckiej, że jego nauczanie nie odpowiada ich potrzebom i wymaganiom estetycznym, ich pragnieniu poznania wyższej mądrości.
Wysoko cenili sobie retorycznie piękne i doskonale przygotowane mowy Apollosa, a uważali, że kazaniom Pawła brakowało zarówno wzniosłości
myśli jak i pociągającej szaty słownej. Apostoł jednak celowo obrał swoisty sposób głoszenia nauki, jako najbardziej zgodny z planem Bożym, wobec chrześcijan w Koryncie. Przekonał się już w Atenach (Dz 17,2-4), że naśladowanie mówców greckich, dysputy filozoficzne, nie prowadzą do celu. Zrozumiał, że z woli Bożej jego słowo ma działać mocą wewnętrznej siły łaski, a nie w oparciu o motywy przekonywującej ludzkiej mądrości.
W interpretacji tekstu dzisiejszego czytania nawiązać wypada do poprzednich zdań w 1,30, że Chrystus stał się dla Koryntian sprawiedliwością, uświęceniem i odkupieniem po to, by: „Ten, kto się chlubi, chlubił się w Panu". Nie ma co prawda tych słów w takim brzmieniu w Biblii, ale oddają one treść wypowiedzi Jeremiasza (9, 23n.), że cała pycha ludzka ma być odebrana człowiekowi, że mądrość, siła i dzieła ludzkie stracą wartość, a jedyną chwałą człowieka pozostanie to, że pozna on i zrozumie, iż Jahwe okazuje miłosierdzie, właściwą ocenę spraw i sprawiedliwość zbawczą na ziemi. To, co Biblia mówi o Jahwe, Paweł odniósł do Chrystusa jako Pana.
Zatem stanął on przed gminą koryncką nie jako sławny mówca, porywający retor, lecz jako świadek Boży, świadek Chrystusa w tym sensie, że Chrystus jest przedmiotem jego świadectwa, jak i przez niego Bóg świadczy o Chrystusie. Apostoł więc przedstawił po prostu w katechetycznym wykładzie podstawową prawdę ewangelii o Jezusie Chrystusie ukrzyżowanym (czyli o „krzyżu"). Ani prawda nie była zachęcająca, bo to nie ideał mądrości dla wtajemniczonych, ani postawa głosiciela — Pawła, który nie czuł się pewny, przystępował do dzieła katechizacji „z lękiem i ze drżeniem" (por. l Kor "7,15; Flp 2,12; Ef 6,5), fizycznie okazał się słaby (2 Kor 12,7-9), jednak przy tym wszystkim był świadom, że jego wielką mocą jest napełniający go, narówni jak i innych Apostołów, Duch Boży.
Sam napisał w Rz 1,16, że „ewangelia jest mocą Bożą dla zbawienia każdego, kto wierzy". Ponieważ ta moc nie polega jednak na „mądrości słowa", ażeby zostało pole do działania dla krzyża Chrystusowego (l Kor 1,17), świadomie zrezygnował z pomocy sztuki ludzkiej w głoszeniu mądrości krzyża, by wiara słuchaczy właśnie tym bardziej opierała się na mocy Bożej, na motywach nadprzyrodzonych. Mimo, że wydawał się słaby i „drżący" wobec Koryntian, nie miał Apostoł powodu lękać się o wynik swej pracy apostolskiej, bowiem otrzymał od Pana zapewnienieo pomocy Bożej: „Nie bój się, ale przemawiaj, nie milcz, gdyż ja jestem z tobą... (Dz 18,9).
Powiązanie z pierwszym czytaniem jest raczej dość luźne (chociaż nawet nie musi się go szukać, tu jest lectio semicontinua), mianowicie, ze zarówno u pobożnych Żydów jak i u Koryntian dostrzega się podobny oraK zrozumienia dla głębszej mądrości Bożej i zatrzymywanie się napowierzchni problemu bez uchwycenia jego istoty. Żydzi poprzestawali na w^ peimamu niektórych praktvk pobożnych, a przeoczali ich właściwy sens tkwiący w miłości, jako właściwym motorze prawdziwej religijności, Koryntianie zachwycali się stroną zewnętrzną głoszonej ewangelii, nie wnikając w jej treść i nie doceniając właściwej mocy zbawczej w niej ukrytej — jedni i drudzy stali się podobni w swym podejściu do nauki Chrystusa do dzieci.
Trzecie czytanie: Mt 5,13-16
Trzecie czytanie można powiązać z pierwszym poprzez ideę owej światłości, jaką jest obcowanie z Bogiem w prawdziwej pobożności. Apostołowie jako reprezentanci i „patriarchowie" nowego Izraela, wypełnić winni w swym własnym życiu zalecenia dawane przez proroków Izraelitom.
Perykopa ww. 13-16 ukazuje właśnie rolę przypadającą uczniom Jezusa, ich niezastąpione zadanie wobec ludzi, którzy mają przez nich dojść do Prawdy. Od strony krytycznej zauważa się, że ta perykopa nie stanowi oryginalnej całości, lecz zbiór ułożony przez Mt z wypowiedzi, które u pozostałych synoptyków podane są przy różnych okazjach i w różnych miejscach. I tak porównanie do soli (zob. Łk 14,34) tylko Mateusz bezpośrednio zwraca do uczniów słowami: „wy jesteście solą..." Zbędna byłaby tu dyskusja, czy sól może zwietrzeć i utracić swoje właściwości.
Chodzi przecież o podkreślenie jej niezastąpionej roli w zastosowaniu do artykułów żywnościowych. Jeśli uczniowie Jezusa sprzeniewierzą się swemu zadaniu wobec ludzi, staną się zupełnie nieużyteczni, bo to jedno zadanie właśnie im zostało powierzone. „Światłem" dla pogan miał być według Biblii sługa Pański — Izrael (Iz 42,6), a w szczególny sposób tę rolę miał wypełnić tajemniczy Sługa Pański, przeciwstawiony niewiernemu i leniwemu słudze-narodowi (Iz 49,6), a w ogóle trzeba powiedzieć, że Bóg, Prawo, świątynia, uważane są w Biblii za „światło" dla świata.
Jezus nazwał siebie, według przekazu Janowego (J 8,12; por. 12, 35; Łk 2,32), „światłem świata". Także Jego uczniowie mają zadanie być takim światłem (Flp 2,15) przez swój sposób postępowania w życiu codziennym. Są oni bowiem na widoku, na oczach ludzkich, podobnie jakmiasto położone na wzgórzu. Również Mateusz do uczniów zastosował porównanie z lampą, którą stawia się na świeczniku (Mk 4,21 odnosi je do Ewangelii, Łk 11,33 — do osoby Jezusa). Uczniowie Pana mają okazywać. ludziom swe „dobre czyny", by tym skłonić ich do oddania czciBogu, od którego pochodzi wszelkie dobro (por. Rz 11,36; 2 Kor 4,15).
Jak się uczniowie Jezusa wywiązali z tego zadania już w początkach Kościoła, dowiadujemy się z Dz 2,42-47, oraz z pism starożytnych pisarzy kościelnych (np. Tertulian). Zwracali na siebie uwagę i budzili podziw u pogan wzajemną swą miłością. Dobrze zapamiętali i wzięli sobie do serca „nowe przykazanie" Jezusa (J 13,34-35) i nakaz dawania^ świadectwa przez miłość: „Po tym poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali" (J 15,17). Jest to prawdziwa pobożność, do jakiej nawoływał naród wybrany już prorok z Księgi Izajasza.
Tematy teologiczne czytań
l. Prymat miłości bliźniego ugruntowanej na sprawiedliwości społecznej, w rozwijaniu rzetelnie pojętej pobożności i religijności chrześcijańskiej. Unikanie swoistego faryzeizmu, wyżywającego się w egoistycznie zacieśnionych formach pobożności, przy lekceważeniu istotnie ważnych obowiązków wobec bliźnich.
2. Odkrywanie istotnych wartości nauki chrześcijańskiej, będącej nauką 'o krzyżu, współcierpieniu z Chrystusem dla zbawienia świata, nadprzyrodzonego związku z ciałem Chrystusowym — Kościołem, a nie zatrzymywanie się na jej aspektach emocjonalnych, estetycznych, dogadzających egocentryzmowi i egoizmowi.
3. Odpowiedzialność ucznia Chrystusowego za zbawienie świata. Dawanie świadectwa Chrystusowej prawdzie w codziennym życiu i praktykowaniu autentycznej pobożności. Odwaga w okazywaniu ludziom swym „dobrych czynów" chrześcijańskich (sól ziemi i światło świata ku uwielbieniu Ojca).
KOMENTARZ LITURGICZNY
Ew/Euch. — Słowa Chrystusa, skierowane do uczniów, odnoszą się do uczestników liturgii eucharystycznej: „Wy jesteście solą ziemi... Wy jesteście światłem świata" (Ewangelia). Bez soli tzn. bez misyjnego świadectwa chrześcijanina, ziemia nie ma sensu. Dzięki soli „ziemia" możezrealizować swe powołanie, wypełnić autentyczną treścią swą historię.
Kościół nie spełniający swego zadania odbiera światu siłę, moc. Zadaniem światła jest rozjaśniać wszystko wokoło. Każdy jest światłem w tej mierze, w jakiej staje się znakiem działania Boga w świecie, ogromnie odpowiedzialna to rola, bo na tyle świat będzie) chwalił Boga na ile my — przez czyny dobroci i miłości — będziemy światłem objawiającym miłość Boga („...aby widzieli dobre czyny wasze i chwalili Ojca...").
Czyt. II — Prorok Izajasz świadectwo miłości również utożsamia ze świadomością (czyt. I). Należy przekazać innym to, co się ma do własnej dyspozycji, coś z siebie: chleb, ubranie, własny dom, pociechę w strapieniu. Takie postępowanie zostało nazwane światłem, które nawet w nocyludzkiej nędzy może wykrzesać południowy blask ludzkiego zbawienia „... wówczas twe światło zabłyśnie w ciemnościach, a twoja ciemność stanie się południem."
Psalm 111 w pełni zharmonizowany z główną myślą czytań, sławi człowieka sprawiedliwego, miłosiernego, hojnego, obdarowującego ubogich, obiecując mu Bożą opiekę, i przyrównując jego obecność w świecie, do światła rozpraszającego mroki ciemności: „Jak światło w nocy wschodzi sprawiedliwy".
Czyt. II — kontynuuje centralny temat dnia. Sw. Paweł, przybywając do Koryntian ze świadectwem o Bogu, zrezygnował z błyszczenia słowem i mądrością, lecz stając przed nimi „w słabości i w bojazni, i z wielkim drżeniem", oparł wszystko na Jezusie Chrystusie „ż to ukrzyżowanym", i włączył się między braci, uważając taki sposób postępowania za jedynie skuteczną szansę przekazywania wiary i świadczenia o Bogu.
KOMENTARZ HOMILETYCZNY
I.
l. Współczesny chrześcijanin wstydzi się często swojej wiary, uważa Ją za najbardziej prywatną sprawę. Pielęgnuje ją gdzieś w mrokach własnych, intymnych przeżyć...
2. „Wy jesteście światłe m" — słowa te skierowane zostały do ludzi, którzy wcześniej zostali „błogosławieni", którym obiecane zostało królestwo niebieskie, synostwo Boże i oglądanie Boga. Stąd wniosek, że są światłem, ale nie są sami dla siebie źródłem tego świata. Chrystus tu podkreśla, że w życiu chrześcijanina najważniejsza jest obecność Boga. Bóg jest światłością! — Mieszkając w człowieku, wzbogaca go swoim życiem nadprzyrodzonym, czyni go dzieckiem światłości (por. l J 1,5-7). Życie chrześcijanina realizujące się w pełnieniu woli Bożej, przepełnione jest wartościami nadprzyrodzonymi i staje się przez nie sensownym. Daje człowiekowi poczucie bezpieczeństwa, pewności i pozwala bez lęku patrzeć w każdy nadchodzący dzień, rok czy nawet w chwilę śmierci. To jest naprawdę życie w światłości!
Jeżeli jednak Chrystus podkreśla: „jesteście światłością świata" — to najwyraźniej chodzi Mu o jawność tego życia z wiary. Istotną funkcją światła jest rozpraszanie ciemności. Chrześcijanin swoim życiem przez wiarę musi świecić „wszystkim, którzy są w domu" (Mt 5,15). A więc nie otrzymuje się darów nadprzyrodzonych wyłącznie dla siebie. Chrześcijaństwo realizuje się i jawi światu przez chrześcijan. Ktokolwiek patrzy na życie wierzących, powinien dostrzegać obecność Chrystusa na ziemi. Czyli „miasto stojące na górze" domaga się, aby wszyscy jego mieszkańcy stali „na świeczniku". Niech neopoganin w spotkaniu z chrześcijaninem pełnym w sobie Boga, dozna olśnienia, ujrzy nowy sens życia, poczuje się bezpieczny, przestanie bać się śmierci. W ten sposób najgłębiej doświadcza się chrześcijaństwa.
3. Konieczna jest w rodzinach wspólna troska o wartości nadprzyrodzone, uświadamianie sobie wewnętrznej mocy i światła Bożego — a wszystko to po to, aby ludzie „widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie" (Mt 5,16). Wiara musi być „okaźliwąwyraźnie" (Norwid).
1. Nieprawdziwa jest pobożność ludzi, którzy ograniczają ją tylko do swoich modlitw, a wzór jej widzą w cukierkowatej twarzyczce, pełnej nieziemskich blasków świętego z obrazka.
2. Dla Izajasza światłem jest sprawiedliwość w człowieku, jako jego wewnętrzna wartość, która niejako prowokuje Boga do towarzyszenia człowiekowi. Jahwe stoi wtedy tak blisko, że na każde zawołanie odpowie: „Oto jestem" (58,9). Mówiąc naszym językiem, jest to ś w ia t ł o ś ć, która krystalizuje się, staje się z dnia na dzień w życiu powszednim. Świętość, która mówi o człowieku, napełniającym się Bogiem.
Wówczas to od człowieka promieniuje jakiś nieuchwytny, ale odczuwalny czar. Aureola czy blask wokół głowy świętego na obrazach religijnych, jest symbolem tej właśnie rzeczywistości.
Nie potrafilibyśmy odnaleźć owego nadprzyrodzonego promieniowania człowieka, gdyby święte doświadczenie dokonywało się jedynie w kontakcie z Bogiem. A z drugiej strony, niewielu ludzi mogłoby zdobyć świętość, bo doświadczenia mistyczne są udziałem niewielkiej garstki ludzi. Pan Bóg zechciał ustanowić nierozdzielną paralelę stosunków człowieka z Nim i człowieka z człowiekiem. Co więcej, drugi człon tej paraieli jest realnym sprawdzaniem pierwszego. Izajasz, człowiekowi pragnącemu, by Chwała Jahwe w nim promieniowała, każe uregulować stosunki z bliźnimi. Domaga się wolności: nakazuje wyzwolenie niewolnika i zakazuje stosowania jakiejkolwiek przemocy nad drugim (58,9). Nakłada obowiązek nasycenia głodnego: oddać mu swój chleb, nakarmić „duszę przygnębioną", a więc ulżyć zdruzgotanemu wewnętrznie, wziąć na siebie część jego przygnębienia. Czyż te wymagania: wolność i zaspokojenie pierwszorzędnych potrzeb — nie są wyrazem najgłębszego uszanowania dla człowieka?... W ten sposób Bóg chcąc być czczony. „Wówczas twe światło zabłyśnie w ciemnościach, a twoja ciemność stanie się południem" (Iz 58,10).
3. Trzeba pamiętać, że w małżeństwie pierwszym bliźnim jest współmałżonek. Dany został po to, aby w miłości ku niemu wyrażała się miłość i uwielbienie dla Boga. Dlatego właśnie małżeństwo jest sakramentem.
III.
1. W praktyce codziennej zauważyć można zjawisko uproszczenia zasad, czego świadectwem jest znane powiedzenie: „Przecież wszyscy tak postępują!". Niepokojący jest fakt niewraźliwości wiernych na zasadnicze różnice między życiem z wiary, a życiem bez Boga.
2. Chrześcijanin życie swoje opiera „nie na mądrości ludzkiej, lecz na mocy Bożej" (l Kor 2,5), bo jest to życie wyrastające z wiary w Chrystusa. On przyniósł tę moc na ziemię w tajemnicy Wcielenia, gdy stał się małym, nieporadnym Dzieckiem, aby każdy w swojej nieporadności mógł do Boga przystąpić. Przekazywał tę moc, głosząc słowa prawdy Bożej i potwierdzają je cudami. Ale przede wszystkim moc Boża objawiła się w tajemnicy paschalnej Jezusa Chrystusa — w Jego śmierci i zmartwychwstaniu. Dlatego św. Paweł postanowił „nie znać niczego więcej, jak tylko Jezusa Chrystusa i to ukrzyżowanego" (l Kor 2,2). Dla Apostoła nauka Mistrza z Nazaretu stała się autentycznym światłem.
Każda inna wiedza jest tylko „błyszczącym słowem", nie potrafi bowiem rozproszyć mroków duszy ludzkiej znieprawionej grzechem, pozbawiona jest zbawczej mocy. Za słowem Chrystusowym stoi podwójny autorytet:
Jego oddanie życia dla prawdy i Jego zmartwychwstanie. W obliczu takiego słowa blednie wszelka mądrość ludzka, staje się bezsilnym bełkotem, choćby nawet była ubrana w najbardziej błyskotliwe figury retoryczne. Nauka Jezusa Chrystusa jest aktualna także dzisiaj, bo przynosiwspółczesnym ludziom nie tylko rozwiązanie ostatecznych problemów egzystencjonalnych, ale przede wszystkim jest potwierdzeniem działającej w Kościele mocy Bożej. Chrześcijanin czerpie z niej nie tylko prawdę, ale przez nią zbliża się do Boga i dostępuje zbawienia.
3. Chrześcijaństwo, głosząc Jezusa Ukrzyżowanego, widzi człowieka w całej jego prawdzie. Widzi więc sensowność cierpienia, każdego trudu, samozaparcia, poddania się woli Bożej, rezygnacji ze swego interesu dla dobra innych... Może właśnie dlatego dla współczesnej, konsumpcyjnej opinii publicznej stało się ono nieatrakcyjne, przestarzałe i niemodne. Wierzący musi dziś często sobie uświadamiać, że choćby cały świat mówił inaczej i czynił wbrew zasadom chrześcijańskim, to rację ma jedynie Chrystus, a Jego prawda jest zawsze aktualna i niezawodnie zbawiająca.


5 niedziela zwykła
Czyt. I - Iz 58, 7-10 Czyt. II - l Kor 2, 1-5 Ewangelia - Mt 5, 13-16
Bóg nie jest znany
Wiele się mówi o materializmie współczesnego człowieka. Można nawet spotkać głośne narzekanie na ludzi, którzy żyją jedynie dla pieniędzy i tego, co za nie można nabyć. Czy jednak to narzekanie jest uzasadnione? Jeśli człowiek odczytuje swe życie wyłącznie w ramach doczesności, to wartości materialne są jedynymi wartoś­ciami, po które może on sięgać. Jak długo nie dostrzeże wartości duchowych, tak długo będzie gromadził materialne. I nie ma w tym nic niewłaściwego.
Człowiek jest częścią świata natury i ciąży zawsze w stronę wartości tego świata. Dopiero odkrycie istnienia innych wartości zmusza do szukania drogi, która go do nich doprowadzi. Stąd też zamiast narzekania na materializm żyjących obok nas ludzi należy objawić im świat innych, wyższych wartości. Jeśli je poznają, dostrzegą przemijalną wartość gromadzonych przez siebie bogactw i zaczną sięgać po bogactwa nieprzemijające.
Wszelkie dobra materialne są zbudowane jakby ze śniegu. Jedne topią się w ciągu sekundy, np. drogocenny obraz zniszczony w czasie pożaru, inne topią się wieki całe, np. rozpadające się budowle starożytnego Rzymu. Żadne z dóbr materialnych nie może być wieczne. Wszystkie z racji swej przemijalności posiadają wartość śniegu. Jeśli człowiek dostrzega tylko śnieg, nie zostaje mu nic innego jak przeznaczyć cale swoje życie na lepienie i gromadzenie arcydzieł ze śniegu. Ale jeśli odkryje, że mimo panującej na świecie ostrej zimy można wybudować cieplarnie i w niej hodować piękne kwiaty, warzywa, a nawet drzewa owocowe, odstąpi od bawienia się przemijalnym śniegiem doczesności i zabierze do budowy cieplarni i hodowania warzyw, owoców, kwiatów. Szybko też przeprowadzi się do cieplarni i uczyni z niej swój własny dom, wiedząc, że jest ona miejscem prawdziwego życia.
Otóż, chrześcijanie mają na ziemi jedno zadanie. Ludziom za­patrzonym w wartości doczesne mają objawić istnienie wartości duchowych. Innymi słowy, mają ukazać, że w środku zimy gdy wszystko zasypane jest śniegiem, istnieje możliwość hodowania w cieplarni najpiękniejszej roślinności. Ściśle mówiąc, mają światu objawić źródło potężnej energii życia, którym jest sam Bóg. Często się mówi: Bóg nie jest znany. A winę za to ponoszą nie ateiści, którzy Go nie znają, lecz chrześcijanie, którzy znając Go, nie objawiają. Bóg jest potężnym Źródłem Energii Dobra i ktokolwiek świadomie i dobrowolnie się do Niego podłączy, zaczyna promieniować ciepłem Jego dobroci. Dobroć rodziców jest odblaskiem Bożej dobroci. Dobroć męża czy żony w Bogu znajduje swe źródło. Dobroć pedagoga, lekarza, kierowcy, żołnierza również płynie z tego źródła. W promieniach tej dobroci rodzą się jak w cieplarni nowe wartości, których nie można kupić ani sprzedać, wartości nieprze­mijające, wieczne.
Jezus kieruje do nas wezwanie: „Tak niechaj świeci światłość wasza przed ludźmi, by widzieli wasze dobre czyny i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie". Jesteśmy odpowiedzialni za objawienie światu Boga. Dokonuje się to nie przez słowa, lecz przez życie świadczące o posiadaniu Boga, o połączeniu naszego serca z Nim. Zdumieniem dla świata winna być nasza dobroć bezinteresowna, mądra, otwarta na każdego człowieka. W jej promieniach objawia się bowiem najpełniej dobroć samego Boga.

Święty
Najtrudniej uwierzyć w to, że Kościół jest święty. Tak wiele zarzutów na przestrzeni wieków wysunięto pod adresem ludzi reprezentujących Kościół, i tak wiele zastrzeżeń można dziś postawić ludziom w sutannach i habitach, że wiara w świętość Kościoła wydaje się nieporozumieniem. Fakty świadczą często raczej o grzesz­ności Kościoła, a nie jego świętości.
Nieporozumienie jednak wynika z niewłaściwie rozumianej świę­tości Kościoła. Nie chodzi w niej bynajmniej o to, by w Kościele nie było grzeszników. Wręcz przeciwnie. Kościół tworzą grzesznicy. Świętość Kościoła polega właśnie na tym, że grzesznik może w nim oczyścić się ze swego grzechu i osiągnąć pełnię doskonałości zarówno moralnej, jak i religijnej. Kościół jest święty, ponieważ dysponuje potężną siłą uświęcającą. Jest nią obecność samego Boga. Kościół jest święty nie dlatego, że nie ma w nim grzeszników, lecz dlatego, że w nim grzesznicy osiągają świętość.
Wielu ludzi chciałoby widzieć w Kościele wspólnotę bez zarzutu, grono ludzi wzajemnie się kochających, doskonałych pod każdym względem. Takiego Kościoła oczekują i w imię tak rozumianej jego świętości krytykują rzeczywistość Kościoła, z jaką mają do czynienia. Warto sobie jednak postawić pytanie: ilu z nas należałoby do takiego doskonałego Kościoła? Przecież każdy grzech wykluczałby nas z niego na zawsze. Ilu z nas okazałoby się tak doskonałymi?
Pokusa rozumienia świętości Kościoła jako jego bezgrzeszności ma swe źródło w egoizmie. Nieliczni doskonali chcieliby patrzeć z góry na wszystkich grzeszników, którzy są pozbawieni prawa uczestniczenia w życiu świętych. Ta motywacja dochodziła do głosu u faryzeuszy. Większość jednak krytykujących dziś słabości i grzechy ludzi należących do Chrystusowego Kościoła ma na uwadze samo-usprawiedliwienie. Ich rozumowanie jest proste. Skoro kapłani i ludzie przebywający blisko ołtarza popełniają takie a takie grzechy, to czegóż można oczekiwać od zwyczajnych prostych wiernych. Gdyby przedstawiciele duchowieństwa byli bez zarzutu, to i my żylibyśmy uczciwie. Tu tkwi główne źródło rozpowszechniania prawdziwych i nieprawdziwych wiadomości o grzechach duchowieństwa. Jest to jednak tylko samousprawiedliwienie, nic więcej. Trzeba tu dodać, że ani grzechy duchowieństwa, ani grzechy wiernych nie przekreślają świętości Kościoła, do którego należą i który tworzą. Zarówno jedni, jak i drudzy gdyby prawdziwie chcieli, mogliby w tym Kościele zostać świętymi. Mają bowiem w zasięgu ręki wszystkie możliwości własnego uświęcenia. Mogą skorzystać z łaski oczyszczenia w sa­kramencie pokuty, mogą brać udział w Eucharystycznej uczcie, mogą wędrować krok w krok za Chrystusem, śledząc Jego dzieje z Ewan­gelią w ręku.
Chrystus mówiąc o świętości członków swego Kościoła, posłużył się obrazem soli i światła. „Wy jesteście solą ziemi, lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi". Jest w tych słowach określony dramat ludzi Kościoła, którzy utracili „smak". Świętość otrzymaną na chrzcie świętym można stracić. Jest to największe nieszczęście, jakie może spotkać człowieka wierzącego. Chodzi o utratę wiary, a razem z nią prawa do wszystkich środków uświęcających, jakimi dysponuje Kościół. Wszyscy, którzy korzystają z możliwości uświęcenia, jakie są dostępne w Kościele, stają się światłością świata. Ich to, według Jezusa, „stawia się na świeczniku, by świecili wszystkim, którzy są w domu". Taki też jest sens beatyfikacji i kanonizacji. Święci bowiem najpełniej ukazują tajemnicę świętości Chrystusowego Koś­cioła.
5 niedziela zwykła
Rok A /Mt 5, 13-16/
Na świeczniku
Każde stanowisko stawia człowieka na świeczniku. Takie jest prawo społecznego odziaływania. Każde więc wymaga odpowiedniej osobowości, która obdarowywuje otoczenie. Światło jest darem ubogacającym środowisko, w którym świeci.
Człowiek niezdolny do ubogacania innych winien zejść ze świecznika. Jeśli go na to nie stać, winien go usunąć ten, kto ma nad nim władzę.
Jakże wielka jest odpowiedzialność za stawianie ludzi na świeczniku!
Bóg rozliczy przełożonych w sposób bezwzględny.